5 sty 2017

Bóg uspakaja...

Zaplanowałem na wczoraj Wieczór Uwielbienia w towarzystwie Społeczności Chrześcijańskiej Południe. Wszystko pięknie i ładnie, bo jak już kiedyś wspominałem "uwielbiam uwielbiać". Około południa zacząłem się czuć dziwnie. Ogarnął mnie niepokój, zaczęły wzmagać się nerwy, jakieś emocje niefajne...
W chwili, gdy miałem zaplanowane wyjście, było już nieciekawie. Nawet nie sprawdziłem, jak do celu dojechać. Gdy to zrobiłem i spisałem sobie, zapomniałem wziąć kartki. Gdy się zorientowałem, że nawet nie wiem, na który przystanek mam iść, odechciało mi się kompletnie. Jakaś katastrofa to była, dla mnie, w tym momencie. Zrobiłem jednak coś, co zawsze pomaga.

Postąpiłem zgodnie z zasadą, że im bardziej mi się nie chce, tym bardziej powinienem to zrobić. Zacisnąłem zęby i choć nieco spóźniony, dotarłem do Kościoła. Jeszcze zanim próg przekroczyłem, miałem uśmiech na gębie i sądzę, że wszyscy zgromadzeni byli przekonani, iż jestem bardzo i tylko szczęśliwym człowiekiem.

W miarę uwielbienia, śpiewu i modlitwy, było coraz fajniej. Przyjemniej, cieplej, spokojniej. Po półtorej godziny byłem jak inny człowiek. Po tym, co działo się między południem, a osiemnastą nie zostało nic. Do tego stopnia, że teraz nawet nie potrafię zbyt dobrze opisać beznadziei tego stanu. I całe szczęście, chwała Panu!
Rafał

Przebudzenie duchowe