«Na życie Boga, co nie dał mi prawa,
na Wszechmocnego, co poi goryczą,
dopóki mam oddech w sobie,
a w nozdrzach mam Boże tchnienie,
usta moje nie wyrażą się podle,
nie wyrwie się słowo podstępne.
Dalekim od tego, by słuszność wam przyznać,
jak długo żyć będę, twierdzę, żem czysty.
Że strzegę prawości, a nie porzucam:
serce nie dręczy mnie nigdy.
Mój wróg niech stanie się winny,
przeciwnik niech będzie występny!1
W czym grzesznik ma ufać, gdy skończy,
gdy Bóg zabierze mu duszę?
Czyż Bóg wysłucha jego wołania,
gdy spadnie na niego nieszczęście?
Czy może się cieszyć Wszechmocnym,
choć wzywałby Boga co chwila?
Pouczam was o Bożej mocy,
niczego nie taję o Wszechmocnym.
Wy już to wszystko widzicie,
więc po cóż jałowe spory?»